piątek, 30 marca 2012

ROZDZIAŁ 45

                     Bóle, z minuty na minutę nasilały się. Nie wiedziałam co się dzieje, byłam                                zdezorientowana, a jednocześnie przerażona. Przecież to był dopiero 6 miesiąc.. Hazza, jak to on zaczął panikować. Ze strachu obudził moje dwie przyjaciółki. Na słowo, że coś ze mną nie tak zerwały się od razu z łóżka. Gdy zawitały do naszego pokoju leżałam zwinięta w kłębek, trzymając się za brzuch. W ich oczach widziałam przerażenie. Od razu kazały zawieść mnie do szpitala. Coś było nie tak i wszyscy to widzieli. Podczas, gdy Rachel pakowała moje rzeczy do torebki, wraz z pomocą Harrego i Carol ubrałam się. Był środek nocy, więc wszyscy spali. Podczas, gdy schodziliśmy na dół, obudziliśmy Anne wraz z Niall'em, którzy wyjrzeli na korytarz by zobaczyć co się dzieję. Widząc mnie, idącą z pomocą Hazzy i Rachel po dwóch stronach, zaczęli wypytywać nas co się dzieję. Nie było czasu na wyjaśnienia, musieliśmy czym prędzej dostać się do szpitala. Pogoda była fatalna, co utrudniło jazdę. Hazza pruł przez zaśnieżone drogi jak szalony. Nie zwracał uwagi na znaki drogowe, które pokazywały ograniczenie prędkości. Na tylnim siedzeniu co chwila jęczałam z bólu, odruchowo łapiąc się za brzuch. Carol, która siedziała obok mnie co chwila mnie wspierała i dodawała sił. Hazza wraz z Rachel na każdy mój jęk odwracali się, by zobaczyć czy ze mną wszystko dobrze. Po dotarciu do szpitala, Rachel pobiegła do środka po wózek, bo na własnych siłach nie dałam rady dotrzeć. Od razu zostałam zawieziona na salę. Lekarze podłączyli mi kroplówkę, po czym przeszli do badań. Bóle stawały się coraz gorsze. Z bezsilności łapałam się za czoło. Dwóch, w starszym wieku mężczyzn rozmawiało między sobą. Wyglądali na przejętych. Nagle jeden z nich podszedł do mnie z papierami w rękach.
- Nie mamy dobrych wieści. - powiedział przeglądając wyniki jakiś badań.
- Co się dzieje? - zapytałam przerażona.
- Musimy wywołać wcześniejszy poród. - oznajmił lekarz.
- Wcześniejszy poród?! - zapytałam upewniając się. - Jak to? Dlaczego? Co się stało? - spytałam przez niemalże przez płacz.
Lekarz dokładnie mi wszystko wyjaśnił. Nie mogłam uwierzyć, że powodem przed wczesnego porodu jest stres. Żadnej choroby u mnie nie wykryto, nie paliłam, nie piłam, wszystko sprowadzało się do jednego. Nagle do pokoju wszedł Hazza, z moimi dwoma przyjaciółkami. Lekarz już wszystko im wyjaśnił. Nie mogli w to uwierzyć. Przedwczesny poród niesie ze sobą ryzyko wielu problemów zdrowotnych. Obawiałam się, że nasza Marianne przyjdzie na świat z jakąś wadą. Hazza podszedł do mnie całując mnie w czoło, po czym usiadł tuż przy krawędzi łóżka, by być przy mnie w tej chwili. Jedna z położnych podała mi zastrzyk, który miał przyspieszyć poród. Niestety przez to bóle stały się jeszcze gorsze.. Co chwila zmieniałam pozycje z pleców, na prawy bok bądź lewy. Nie dawało to jednak jakiekolwiek ukojenia. Pierwsze dwie godziny były istnym horrorem. Poprosiła pielęgniarkę o podanie jakiegoś znieczulenia. Ta po kilku minutach przyszła z kolejną igłą. Całe szczęście ból stawał cię coraz mniejszy, co nie zmieniało faktu, że byłam już padnięta, a najgorsze dopiero mnie czekało. Co chwila w myślach modliłam się o to by wszystko poszło dobrze. Doskonale wiedziałam co oznacza urodzenie wcześniaka. Liczyłam się z tym, że w przyszłości mogą wystąpić jakieś problemy z wychowaniem, ale dla Marianne byłam w stanie sobie z tym poradzić. Poza tym miałam Hazze, który będzie mnie wspierał i pomagał.
    Słońce powoli wstawało do życia. Za oknem panował pół mrok, a śnieg delikatnie pruszył.                    Co chwila w pokoju, pojawiał się lekarz, by sprawdzić czy nie mogę już rodzić. Niestety moje rozwarcie było za małe, by dziecko przyszło na świat. Ból nie przemijał. To było wyczerpujące... Przez kilka kolejnych godzin byłam zmuszona do znoszenia bólu. Nie byłam gotowa jeszcze poród, więc cały czas musiałam się męczyć w katuszach.. Około 8 rano do szpitala zawitała cała reszta. Wliczając w to Anne, Nialla, Louisa oraz Zayn'a. Danielle wraz z Liam'em zostali niestety domu, ze względu na przeziębienie mojej przyjaciółki.
- Jak się czujesz? - spytał entuzjastycznie Lou.
- A jak myślisz? - powiedziałam przemęczonym głosem.
- Debilu! - krzyknęła Carol. - Jak myślisz? Jak czuje się kobieta, która od czterech godzin próbuje urodzić - popatrzyła na niego spode łba.
- Spokojnie, spokojnie. - uspokajał swoją dziewczynę. - Po co te emocje? - popatrzył na nią.
- Ty mi dzisiaj lepiej nie podpadaj. - pogroziła mu Carol palcem.
- Możecie mi się tutaj nie kłócić! - krzyknęłam łapiąc się za brzeg łóżka. - Ja tu rodzę! - przypomniałam.
- Czegoś potrzebujesz? - spytał mnie Hazza, który przez cały czas trzymał mnie za rękę.
- Świętego spokoju... - popatrzyłam na Carol i Louisa. - I wsparcia.. - rozejrzałam się dookoła.
- Dobrze, dobrze. - wtrącił się Lou. - Przepraszamy. - uśmiechnął się do mnie.
         Nagle jeden z lekarzy przyszedł do mnie, by sprawdzić, czy po czterech godzinach od podania zastrzyku, mogę zacząć pszeć. Tym razem odpowiedź była pozytywna. Na samą myśl, że przyszedł już czas na poród. cała pobladłam. Popatrzyłam się na Hazzę, który najwyraźniej również nie mógł uwierzyć, że czas już, by Marianne przyszła na świat. Dookoła zrobiło się tłoczno. Pielęgniarki, które przygotowywały mnie do porody krzątały się po sali porodowej, mijając się nawzajem z moimi przyjaciółmi. Lou niecierpliwił się najbardziej ze wszystkich. Momentami na jego widok śmiałam się, bo widziałam, że przeżywa to bardziej niż ja. Gdy wszystko dookoła było gotowe, lekarz, który miał odbierać poród przybył do sali w fartuchu, opasce na buzi i w białuch rękawiczkach na rękach. Podszedł do mnie pytając o samopoczucie. Na widok zebranych wszystkich w pokoju wybuchnął śmiechem. Żartował, że wsparcie bliskich w takich chwilach jest najważniejsze, na co wszyscy zachichotali. Miły mężczyzna zaczął tłumaczyć mi, że będę musiała sporo się namęczyć, by pomóc maluszkowi wyjść na świat. Ostrzegł również, że dziecko prawdopodobnie zostanie od razu włożone do komory, która da mu tlen, ze względu na to, że urodziło się w szóstym miesiącu. Ręce trzęsły mi się z przerażenia, nie wiedziałam co mnie czeka... Wszyscy dookoła uśmiechali się do mnie. Hazza trzymał mnie za prawdą rękę, natomiast Carol ze lewą. Dookoła miałam bliskich, którzy mnie wspierali...
  Po kilkuminutowej gadce lekarza przyszedł w końcu czas na poród. Pierwszych pięć parć było najgorszych. Kilka sekundowy odpoczynek nie wiele dawał. Byłam padnięta i wyczerpana.
- Pszyj, pszyj! - krzyczał Lou stojący tuż obok Carol.
- A co ja robię? - krzyczałam z nerwów, wydzierając się na mojego przyjaciela.
Po moich słowach przez kolejną godzinę nie odzywał się ani słowem. Tuż przed 10 do szpitala przybyła Lauren z moim tatą. Anne wysłała mi wiadomość, od razu gdy zaczęłam rodzić. Godziny mijały, a żadnego postępu nie było widać. Powoli opadałam sił, po całej nocy spędzonej w bólu. Wszyscy dookoła mnie wspierali i zachęcali do dalszego wysiłku, lecz z minuty na minuty robiłam się coraz słabsza. Naszej córeczce najwyraźniej nie śpieszno było na świat.
  Chwila odpoczynku dobrze mi zrobiła. Uzupełniłam płyny w organizmie, przez co powróciło mi trochę sił. Hazza, Carol i reszta dopingowali mnie. Lekarz oznajmił, iż bardziej będę się starać, tym większa możliwość, że dziecko szybciej przyjdzie na świat. Niestety, pomimo moich wszelkich starań nic nie posuwało się do przodu. Byłam przerażona. Nie dość, że rodzę w szóstym miesiącu, to jeszcze na domiar złego po sześciu godzinach męczenia się nic ze mnie nie wychodzi. Nie chciałam cesarskiego cięcia, ale to było jedyną opcją. Oznajmiłam to lekarzowi oraz zebranym w pokoju.
- Myślisz, że to dobra opcja? - spytała mnie Lauren stojąca nade mną.
- Nie mam już sił. Zobacz.. od ilu godzin się męczę, a nic to nie daje.. - powiedziałam cichutko.
- Na pewno tego chcesz? - upewnił się Hazza, który cały czas był obok mnie.
- Tak, jestem tego pewna. - odpowiedziałam jednoznacznie.
Oznajmiłam lekarzowi moją decyzję. Na co ten zawołał pielęgniarki, które miały przygotować mnie do operacji. Dwie położone założyły mi na głowę czepek, po czym podały zastrzyk, który miał sprawić, że podczas operacji miałam spać twardym snem. Moi przyjaciele zebrani dookoła pożegnali się ze mną i życzyli szczęścia. Niestety nie mogli mi towarzyszyć. Jedyny Hazza miał ten przywilej. Po długim namawianiu lekarza udało mu się wywalczyć o obecność podczas operacji. Przyodział fartuch, maskę na twarz, po czym trzymając mnie za rękę zmierzył za łóżkiem, które było prowadzone na sale operacyjną. Denerwowałam się. Harry widział strach w moich oczach. Ciągle powtarzał, że mnie kocha i wszystko będzie dobrze. Chciałabym, żeby jego słowa się potwierdziły. Nagle poczułam mimowolnie, że moje oczy się zamykają. Jedyną rzeczą jaką widziałam była wielka, czarna przestrzeń, która sprawiał, że wszelki ból znikł, a na miejsce cierpienia pojawiło się ukojenie...


***


{ Harry }

                  Nigdy przedtem nie czułem takiego stresu jak teraz. Żaden koncert nie równał                         się z przeżyciami z obecnej chwili. Podczas, gdy Emily zamknęła swoje oczy, popadając w głęboki sen, stałem tuż obok niej, nie puszczając jej ręki. Lekarze dookoła przygotowywali przyrządy do operacji. Całe szczęście miejsce, które miało być rozcięte oddzielone zostało kurtyną. Stałem tuż przy głowie mojej ukochanej, więc nie widziałem jakie czynności wykonują lekarze zebrani dookoła. Swój wzrok skupiłem na głowie Em. Spała niewinne, nie wiedząc co się dzieje dookoła niej. Jej twarz wyglądała na zmęczoną, co nie zmieniało faktu, że nadal była piękna. Gdy delikatnie zerknąłem w bok, zauważyłem, że jeden z mężczyzn coś robił już przy brzuchu mojej Emily. Modliłem się w duchu, żeby wszystko poszło dobrze. Poród zaczął się tak nagle.. Nikt nie wiedział co się dzieje. Wczoraj jeszcze Em tryskała radością, a teraz leży tutaj. Chciałem aby Marianne urodziła się zdrowa. Niczego bardziej nie pragnąłem niż szczęście własnego dziecka i miłości mojego życia. Pomimo, że nasz maluszek jeszcze się nie urodził to już zdążyłem ją pokochać. 
          Minuty mijały, a pielęgniarki wraz z lekarzami już zaczęli przeprowadzać operacje.                            Nic szczególnego się nie działo. Jedyne co mnie odrzucało to zakrwawione rękawiczki mężczyzny, który był odpowiedzialny za operację. Musiałem wytrzymać ten widok. Nie chciałem opuszczać Emily. Nagle jeden z lekarzy zaczął coś mówić do pielęgniarki. Jego głos był przerażony. Zdenerwowało mnie to. Na samą myśl o najgorszym, podniosłem swoją głowę rozglądając się dzieje dookoła. Jedna z kobiet podała mężczyzn jakiś przyrząd operacyjny. Latałem wzrokiem po każdej osobie zebranej w sali, by po ich wyrazie twarzy odczytać emocje jakie im towarzyszą. Niestety każdy z nich był pochłonięty swoją pracą. Pielęgniarka nagle wybiegła z sali, wracając z kroplówką. Podłączyłam ją do Em, uśmiechając się do mnie i pytając jak się czuje.
- Cóż, taki widok nie należy do najlepszych, ale dla niej jestem w stanie to znieść. - odpowiedziałem do kobiety.
- Takiego faceta tylko pozazdrościć. - odpowiedziała starsza kobieta po pięćdziesiątce, przyglądając mi się.
Po krótkiej wymianie zdań, pielęgniarka powróciła do swojej pracy. Spojrzałem na zegarek wiszący tuż nad drzwiami do sali. Pierwsza godzina minęła, a nic takiego się dzieje... Moją głowę ogarnęły same najgorsze opcje. Co jak nasze dziecko urodzi inne? Chore? Z jakąś wadą wrodzoną? Potrząsnąłem odruchowo głową, by wyrzucić te mroczne myśli.. Ta atmosfera źle wpływała na moje przemyślenia. Nagle lekarz krzyknął do jakieś pielęgniarki, żeby przygotowała się do przejęcia dziecka. W końcu mała Marianne zawita na świat. Na samą myśl uśmiechnąłem się w duchu. Stanąłem na palcach, by zobaczyć pierwsze sekundy życia naszego dziecka. Puściłem odruchowo rękę Emily. Lekarz wykonał ostatnie ruchy by wyjąć naszą córkę z brzucha Em. Widząc tego małego człowieka łzy zaczęły lecieć mi do oczu. Płacz i krzyk słychać było w całej sali. Od razu podbiegłem do pielęgniarki, która przejęła dziecko. Niestety tak jak nam mówiono wcześniej Marianne musiała trafić do inkubatora. Była wcześniakiem, więc pomoc w postaci takiego przyrządu była obowiązkowa. Stojąc nad nią nie mogłem oprzeć się z zachwytu. Pomimo tego, że była drobniutka, nie mogła być cudowniejsza. Niestety tą wspaniałą chwilę przerwała mi pielęgniarka, która prosiła mnie o opuszczenie sali, ze względu na pogorszenie się stanu pacjentki. Buntowałem się. Widziałem, że wokół Emily krąży wiele ludzi, podając lekarzowi najróżniejsze przyrządy. Gdy bylem już tuż przy drzwiach usłyszałem charakterystyczne "Piiiiip...", które oznaczało tylko jedno - zatrzymanie akcji serca. Nikt w swoim życiu nie chciał słyszeć tego dźwięku. Zamarłem w bezruchu, myśląc, że to nie dzieję się na prawdę. Aktualnie nic nie czułem. Nikt nie był w stanie nic do mnie przemówić. Świat jakby na chwilę się zatrzymał. Łzy płynęły mi po policzkach, a serce przestało normalnie funkcjonować. W brzuchu poczułem ucisk. Na mojej twarzy malowała smutek. Rozpacz ogarnęła moje całe ciał.
   Jedna z pielęgniarek na siłę wypchała mnie z sali. Ostatnią rzeczą jaką widziałam było szykowanie       przez załogę defibrylatora, które miało uratować moją Emily...

*************
od razu mówię : BĘDZIE HAPPY END, WIĘC NIE DRAMATYZUJCIE <3
i oto długo oczekiwany moment - poród :D kolejny dramacik, ale mi się osobiście podoba. a wam? czekam na jak najwięcej komentarzy <3
poproszę o jakieś sensowne komentarze - moja jedyna prośba, mam nadzieję, że ją spełnicie chociaż w połowie :)
http://youaremykryptonite1d.blogspot.com/ -> nowy blog, zapraszam, zapraszam!
http://ask.fm/oonething czekam na nowe pytania! :)
https://twitter.com/#!/oonething TWITTER BLOGA, JESLI CHCECIE BYC POWIADAMIANI O WSZYSTKIM :))
kolejny rozdział dodam MOŻE dzisiaj bardzo późnym wieczorem, gdy moja wena jest najlepsza.
JESZCZE PIĘĆ TYSIĘCY I BĘDZIE 100 000 WYŚWIETLEŃ! JEEEEJ <3 MYŚLICIE, ŻE UDA NAM SIĘ DOBIĆ TEJ PIĘKNEJ LICZBY DO ZAKOŃCZENIA BLOGA? BYŁA BY TO NAJPIĘKNIEJSZA NIESPODZIANKA OD WAS <3
jak zawsze dziękuje osobom, które nie przestają mnie wspierać w tym - caroli, roksanie, nali i wielu, wielu innym wspaniałym direcitionerkom <3
kocham was cholernie mocno i dziękuje wam za to, że mogę dla was pisać!
myślałam, żeby zrobić twitcama na zakończenie bloga, co wy na to? :D
http://eclipse-of-the-heart-1d.blogspot.com/ - DZISIAJ AUTORKA TEGO BLOGA, KTÓREGO
CZYTAM OBCHODZI URODZINY, A WIĘC ŻYCZĘ JEJ STO LAT, WENY, MASY WSPANIAŁYCH POMYSŁÓW, ABY LOU W KOŃCU JĄ ZAUWAŻYŁ, UŚMIECHU, PIĘKNYCH  PREZENTÓW I WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE <3
40922686 - gadu!
xoxo, one thing.
*************


<3


41 komentarzy:

  1. Nie! Nie! Nie! Nie! Nieeee! Nie możesz jej zabić! : ( To zniszczy Harrego :( a poza tym dopiero zaczęło być szczęśliwe z narodzinami : ) Błagam nie zabijaj jeeeeej! :(
    A tak poza tym, to jak zwykle świetny rozdział : ) Uwielbiam Cię, że go piszesz : ) Po prostu wchodzę codziennie i sprawdzam, że przypadkiem nie dodałaś nowego rozdziału : ) Mam nadzieję, że uda Ci się dodać następny rozdział już DZIŚ ^___^
    WENY! WENY! WENY! : )

    pozdrawiam, harryloveex3 ;* <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa.. Nie zabijaj!! prosze! nie zabijaj jej! wymyśl coś równie dobrego;p ale nie zabijaj!:P ten blog czytałam jako pierwszy z wszystkich i naprawde sie mi podoba! wiec prosze!:P nie koncz tego tak!:P .. i popieram poprzedniczke, prosze dodaj dzisiaj rozdzial:D proszeeee!!
    Zapraszam do siebie! http://before-you-leaveme-today.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. proszeee nich ona zyjee
    mała sie urodziła to nich ona tez przyzje ;*
    kurde zajbiesty rozdział ;D:D:d kocham tego bloga i ciebiee ;*:*
    czeeekam na koljeny oby był szyboko bo nie wytrzymam muszeee przeczytac kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ejj no ! Miało być szczęśliwe zakończenie a nie jakieś 'piiiiip' Nie możesz jej zabić ! :c Błagam, , błagam niech Em przeżyje ! ♥ Nie możeeesz ! Rozdział świetny , aż do momentu operacji :] x ~~ Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  5. ooooo, niezły, chociaż nie zanijaj jej ! przeciez miał byc happy end, a nie dramat :<, chociaż to też byłoby ciekawe . :)
    raczej dobijemy, dobijemy . :)
    cóż, szkoda że kończysz, bardzo sie 'przywiązałam' do tego bloga i ogólnie to.. cóż . :)
    czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej, ale to chyba tak średnio możliwe, by dziecko przeżyło w 6 miesiącu ciąży. Ale miejmy nadzieję, że tak się stanie! Trzymam kciuki za Marianne... i oby Emily przeżyła.

    [only-one-direction.blogspot.com]
    [playthesameoldgame.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nigdy nie słyszałaś o przypadkach wcześniaków, które przychodzą na świat w 6 miesiącu ciąży? :)

      Usuń
  7. O wow ale emocje...
    Uwielbiam twojego bloga! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. jeżeli Emily nie przeżyje, to ja też nie. ;< nie zabijaj jej błagam..

    OdpowiedzUsuń
  9. Japierdzielę normalnie zawał, jak to przeczytałam! To się nie może skończyć tragicznie (chyba przywiązałam się do Emily tak samo, jak Harry). Nareszcie mała Marianne wśród żywych!
    Kocham towjego bloga i twój styl pisania. Moim zdaniem w przyszłości (albo nie nawet już teraz) powinnaś napisać książkę. Mam nadzieję,że nasze komentarze dostarczą Ci tak dużo WENY, abyś mogła jeszcze dziś napisać kolejny rozdział, na który znów niezmiernie czekam.
    Trzymaj się kochana i PISZ, PISZ, PISZ, bo zdecydowanie masz wielki talent do tego, nie to co ja :D

    Pozdrawiam, Alexandra ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. jaaa.....Czemu to się teraz stało.?? Jak mi serce staneło na końcu.xd Umierałam razem z Em.! o matko.! Dawaj na następny ,bo nie przeżyje.!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Super
    a w nastepnym rozdziel niech zginie prosze!!!
    A dziecko przeżyje!!
    Harry będzie załamany ale też szczęśliwy z powodu córki która jest identyczna jak matka!!
    Albo to, albo mała zginie !!
    Prosze! :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieeeee, nie, nie.!!!

      Usuń
    2. ONE NIE MAJĄ PRAWA ZGINĄĆ!!!
      NIE MOŻESZ ICH ZABIĆ!!!

      Usuń
    3. Nie wolno!!! Ma być HAPPY END !!!

      Usuń
  12. Super! Tylko jej nie zabijaj błagam cię!! Biedny Harry ale go męczysz, ale akcja przynajmiej jest ciekawa;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ekstra! Nie zabijaj jej proszę! ;). Czekam na następny!
    http://onedirectioninfectionnn.blogspot.com/ Zapraszam tutaj! ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja teraz czekam na ten happy end, bo nie chcę aby Emily umierała. Mam nadzieję, że z nią i z jej córeczką będzie ok. Czekam na dalszy ciąg. (http://i-should-have-kissed-you-1d.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń
  15. niesamowite..
    przepraszam,ale nie stać mnie po przeczytaniu tego rozdziału na jakiś sensowny komentarz..
    teraz tylko czekać na kolejny! ;o

    OdpowiedzUsuń
  16. Dodawaj szybko następny, bo zaraz Ci tu umrę:)
    Mam nadzieję, że Emily i mała Marianne będą zdrowe i szczęśliwe<3
    Czekam na następny!!!

    OdpowiedzUsuń
  17. boże, łzy mi napłynęły do oczu jak pisałaś że Emily zatrzymała się reakcja serca, ale dobrze że nas uspokoiłaś że będzie happy end. świetnie, poprosiłabym cię abyś mi na tt dawała znać o nowych ;) ;*

    @olaaaofficial

    OdpowiedzUsuń
  18. końcówka bardzo poruszająca. rozdział ciekawie napisany, normalnie, jakbyś sama w takiej sytuacji była ;D
    czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  19. NASTĘPNY! NASTĘPNY! NASTĘPNY! jaaaa chceeeeeeeeeee NASTĘPNY! i <3 you!

    OdpowiedzUsuń
  20. dramacik?! tylko mały dramacik!? toć to dramat jakich mało. wiesz jak ja się zdenerowałam?! myślałam, że oszaleję. boże, jak dobrze, że mówisz, że bedzie happy end. inaczej.. nei wiem, co bym zrobiła. przecież Emily musi żyć! dawaj nowy rozdział, bo cię znajdę i pobiję widelcem! xd

    anotherworld-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. chcę następny! ale błagam niech ona przeżyje!! <3
    bo ja nie wiem, co zrobię jak ona umrze !
    Ma żyć, ma żyć! <3

    OdpowiedzUsuń
  22. Czekam na kolejny rozdział?:)) Bedzie dzis?:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  23. Świetny!!!!! Już chcę następny :D Ryczę razem z Hazzą choć wiem, że Em pewnie przeżyje <3
    @Lala9602

    OdpowiedzUsuń
  24. dramat ? niby mały ? ja tu o mało zawału nie dostałam jak to czytałam ;c
    ale rozdział boski <3
    oby przezyła , oo a mała Marianne niech bd cała i zdrowa <3
    do nn <3 xxx

    OdpowiedzUsuń
  25. Dziękuje tobie również, ty też mnie wspierasz. :)
    Rozdział świetny jak zawsze, niespodziewany. <3
    Nala. :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Kocham twojego bloga
    jest niesmowity czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  27. OMG boski !!! <3 jakie emocje ja cie !!! czekam na nasetępny :D

    OdpowiedzUsuń
  28. Łooo , ale jazda . Nie mg się doczekać na następny rozdział ! . Szkoda że zdradziłaś nam o tym że będzie Happy End , lubie żyć w takim napięciu .
    ; D .

    Byłabym wdzięczna jakbyś oceniła mi bloga i powiedziała czy warto pisać :http://onedream-oneband-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  29. Jej. Cudowne. Końcówka mnie wzruszyła. Czekam z niecierpliwością na nastepny ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. Czekam na następny dodawaj szybko ! :D
    P.S. masz twittera ?

    OdpowiedzUsuń
  31. Ojacieżpierdziele ♥ Ona nie może umrzeć. Uspokoiło mnie to że będzie HAPPY END. :D Zajebiście to wszystko opisujesz :D Czekam na nexta i zapraszam na mojego bloga z opowiadaniem: http://itsgottabeyou-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  32. Omg, rozdział cuuuuudowny!<3 CUDO!<3 Nie ma słów aby opisać ten rozdział":D Cieszę się, że napisałaś na końcu rozdział z perspektywy Harrego<3 Z niecierpliwością czekam na następny!<3

    OdpowiedzUsuń
  33. JPRDL ! świetny ! <3
    Pierwszy raz jestem tutaj, ale masz talent !
    +Posdrawiam :**
    ~~Ola.

    OdpowiedzUsuń
  34. dooodaj nowy proszę! :) nie mogę się już doczekać i sprawdzam co pół godziny! :D

    OdpowiedzUsuń
  35. Końcówka to zapiera dech w piersiach... Przez pierwszą minutę po przeczytaniu po prostu SZOK, zero kontaktu....
    Mimo to uwielbiam TAKIE końcówki czy zwroty akcji - jak kto woli. Oczywiście jeśli kończą się Happy Endem!!! Suuuper... Pisz dalej !!! Chcem kolejny rozdział !!! ;)
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  36. mam rozumieć,że znowu dałaś przypadkiem opublikuj zamiast zapisz i dlatego usunęłaś rozdział,bo nie był skończony. I dodasz pewnie go wieczorem tak.??;**

    OdpowiedzUsuń