niedziela, 4 marca 2012

ROZDZIAŁ 34

Dzisiaj miał obyć się wieczór panieński Lauren oraz kawalerski mojego taty, na który zaprosił chłopców. Z rana wstałam dość wcześnie. Miałam sporo spraw do załatwienia. W kuchni minęłam się z Liamem, który za godzinę miał jechać odebrać Danielle z lotniska. Natomiast Anne miała przybyć po południu. O dziesiątej umówiłam się z Lauren by zobaczyć jak idą przygotowania do wesela w posiadłości  jej rodziców, którzy byli bardzo zamożnymi ludźmi. Cmoknęłam Harrego w policzek i poleciałam na dół szukając po drodze w torbie kluczyków do samochodu. Pięć minut przed dziesiątą byłam już na podjeździe przed moim domem. Zatrąbiłam by Lauren pośpieszyła się z wyjściem. Tak jak zawsze czekało nas sporo pracy. Pełna toreb i katalogów wparowała na siedzenie pasażera z kanapką w buzi.
- Wybacz, ale nie zdążyłam nawet zjeść, zaspałam. - tłumaczyła się uśmiechając się.
- Nie ma problemu. - puściłam jej oko po czym zaczęłam kręcić kierownicą.
Naszym pierwszym celem była ostatnia przymiarka sukni. Sprzedawczynie w sklepie już doskonale nas znały. Na nasz widok uśmiechnęły się tylko i poszły na zaplecze po kreacje dla panny młodej. Lauren po raz ostatni założyła sukienkę. Wyglądała zabójczo - jak zawsze. Zdjęła ją po czym wraz z nią poszła do kasy. Kolejnym przystankiem było kupno welonu. Tym razem poczekałam w samochodzie podczas gdy moja przyszła macocha szybko poleciała po dodatek. O jedenastej ruszyłyśmy w stronę posiadłości rodziców Lauren. Z Londynu to było jakieś pół godziny jazdy. Wjechaliśmy w dzielnicę samych rezydencji. Nie mogłam przestać zachwycać się posiadłościami jakie tam stały. Gdy Lauren wskazała na dom, w którym mieszkali jej rodzice kopara opadła mi do ziemi. Elegancka i ogromna rezydencja wyróżniała się od pozostałych swoją dbałością o szczegóły.
- Dlaczego nie mówiłaś, że mieszkasz w takim domu? - zapytałam Lauren nie przestając się zadziwiać.
- A po co mam się chwalić? - parsknęła. - Dom nie świadczy o człowieku. - puściła mi oko zbierając swoje rzeczy.
Co racja to racja. Zebrałyśmy torby i ruszyłyśmy do wejścia. Już na progu przywitała nas niska, przemiła gosposia, która pracowała w domu rodziców Lauren. Na wejściu zauważyłam bogaty wystój. Nie jeden najlepszy projektant musiał maczać w tym palce. Długim korytarzem rozwieszonymi pięknymi obrazami przesłyszmy do gabinetu matki Lauren. Przy biurku zauważyłam starszą kopię Lauren - wysoką blondynkę, z elegancją i klasą. Na widok córki podbiegła do niej i przytuliła ją do siebie. Nie miałam okazji poznać się wcześniej z matką mojej przyszłej macochy, dzisiaj było nasze pierwsze spotkanie. Kobieta na wieść o tym, że jestem córką Davida uśmiechnęła się od ucha do uchą i krzyknęła "No to będziemy rodziną! Zawsze marzyłam o wnuczkach". Pierwsze wrażenie zrobiła na mnie niesamowite. Pozytywnie nastawiona do życia i pełna miłości - takich ludzi lubiłam najbardziej. Po chwili pogawędki wzięłyśmy się za pracę. Zaplanowałyśmy cały dzień ślubu. Poczynając od rana kończąc na wieczorze. Z matką Lauren wszystko szła gładko. Planowanie oraz ustalanie miała we krwi. Po skończonej debacie na temat najważniejszego dnia dla Lauren przeszłyśmy do ogrodu, gdzie cała ceremonia miała się odbyć. Namiot w którym miała trwać zabawa do rana właśnie został postawiony, a ekipa organizująca wesele wnosiła stoliki, krzesła oraz oświetlenie. Ołtarz ślubny był już gotowy. Zostało jedynie tylko przybranie go. Wszystko szło idealnie. Zero jakich kolwiek zmartwień. Lauren odetchnęła z ulgą.  Moja przyszła macocha poszła z powrotem do samochodu po sukienkę podczas gdy ja przechadzałam się po pięknie urządzonym ogrodzie przyglądając się pracą nad wystrojem ogrodu. Z pewnością będzie to niezapomniany ślub. Wszystko zapowiadało się cudownie. Po kilkuminutowej nieobecności, Lauren powróciła do ogrodu rozpromieniona. Postanowiłam jej powiedzieć o dzisiejszej niespodziance.
- Lauren, urządziłam dla ciebie wieczór panieński dzisiaj na 20 w barze Elegant. - powiedziałam jej czekając na reakcje.
- Coo?! - wytrzeszczyła oczy. - O jej, dziękuje Ci bardzo. - rzuciła mi się na ramiona.
- Czyli mam rozumieć, że się cieszysz? - zaczęłam śmiać się.
- Oczywiście. Co to za wesele bez wieczoru panieńskiego? - puściła mi oko.
- Zgadzam się. - odgarnęłam włosy. - Nie martw się, o wszystko zadbałam. - uspokoiłam moją przyszłą macochę.
Po pożegnaniu się z mamą Lauren zmierzyłyśmy do samochodu. Musiałam odwieźć Lauren, by na 20 -stą była gotowa na wieczór panieński. Czasu było nie wiele. Wpadłam do domu jak szalona. W salonie siedziała Danielle z Carol. Bez zastanowienia podbiegłam do nich i  się przywitałam. Brakowało mi przez te dni w domu babskiego towarzystwa. Opowiedziałam od razu im o dzisiejszych planach na dzisiejszy wieczór. Uśmiechnęły się nawzajem do siebie po czym wzięły mnie za rękę. Wspólnie wyszykowałyśmy się w pokoju Danielle przymierzając najróżniejsze stroje. Gdy decydowałam się pomiędzy dwoma sukienkami - czarną z paskiem na talii i czerwoną luźną dziewczyna Liam'a robiła makijaż Carol. Nikt nie robił tego lepiej niż ona. Zaraz po niej, na siedzenie poszłam ja. Poprosiłam o delikatny makijaż z eye - linerem w roli głównej. Po godzinie przyszykowań byłyśmy gotowe do wyjścia. Wszystkie w ektrawaganckich sukienkach zmierzyłyśmy w stronę drzwi. Schodząc w dół chłopcy nie mogli oprzeć się z wrażenia. Anne tego wieczoru chciała odpocząć, nie czuła się za dobrze, a do wesela chciała być zdrowa.
- Kurczę, żeby nikt was nam nie poderwał w tym barze. - zaśmiał się Lou do nas.
- Spokojna głowa. - uspokoiła go Danielle zarzucając włosami.
- Muszę przyznać, że wy też niczego sobie wyglądacie. - podeszłam do Harrego przyglądając mu się.
- Wiadomo. - wyszczerzył się dumnie.
- Nie podrywaj mi tam nikogo. - klepnęłam go w brzuch. - Mam nadzieję, że przypilnujesz naszych chłopców. - rzekłam zwracając się do Liam'a.
- Ależ oczywiście. - puścił mi oko.
Wraz z Danielle i Carol udałyśmy się w stronę samochodu. Czekała nas szalona noc. Pełne entuzjazmu zajechałyśmy jeszcze po drodze po Lauren, która jak zawsze kazała nam na siebie czekać. Gdy cała czwórka była już w aucie ruszyłyśmy w stronę centrum. Lauren zaczęła wypytywać się mnie co przygotowałam na dzisiejszy wieczór, ale nie pisnęłam ani słówka. To miała być niespodzianka. Nie pocieszał mnie fakt obecności Carolinie na wieczorze panieński, ale nic na to nie mogłam poradzić. W końcu jest przyjaciółką mojej przyszłej macochy. Głupio by było jej nie zaprosić. Podchodząc pod wejście baru ujrzałam już ją z daleka. Z wymuszonym uśmiechem na twarzy przywitałam Carolinie. W środku zarezerwowany był dla nas stolik na dziesięć osób,. Przyszło osiem z dziesięciu zaproszonych. Na wejście Lauren dostała koronę, która symbolizuje że to ona dzisiaj korzysta z ostatniego dnia wolności. Każda z zaproszonych zamówiła po drinku. Ze względu na mój obecny stan byłam zmuszona do zamówienia coli. Carolinie przez cały wieczór bacznie mi się przyglądała. Dziwnie czułam się z jej wzrokiem na mnie. Próbowałam to ignorować grając w różne gry wymyślone przez koleżanki Lauren. Zaczęło się od prawdy czy wyzwania, a skończyło na dziesięciu pytaniach. Widziałam, że moja przyszła macocha świetnie się bawi, co na prawdę mnie cieszyło. Organizowanie wieczoru panieńskiego na ostatnią chwilę nie jest dobrym pomysłem. Całe szczęście mi się udało. Po zabawie w gry przyszedł czas na prezenty od przyjaciółek. Dostała najróżniejsze upominki. Nie obyło się bez erotycznych zabawek. Na ich widok Lauren wybuchnęła śmiechem. Była już wesolutka po tych kilku drinkach, w sumie jak każda z jej koleżanek. Danielle z Carol jeszcze jakoś się trzymały. Gdy zauważyłam, że moja szklanka jest pusta zmierzyłam w stronę baru, by zamówić kolejną. Czekając na swoje zamówienie podeszła to mnie nieźle wstawiona Carolinie.
- Co tam Emily? - zwróciła się do mnie jąkając się.
- Nie najgorzej. - odpowiedziałam obojętnie.
- Czemu nic z nami nie pijesz? - spytała zwracając się do kelnera pokazując mu na pustą szklankę.
- Po prostu nie lubię. - uśmiechnęłam się do niej wymuszonym uśmiechem.
- Jasne, jasne. - zaśmiała się. - Ja już wiem jak ty lubisz imprezować. - objęła mnie ramieniem.
- Stare czasy. - oznajmiłam wzruszając ramionami.
- Jakie stare czasy? Kochana... - rzekła podsuwając mi jakiegoś kolorowego drinka.
- Dziękuje, ale nie. - odsunęłam go z powrotem do niej.
- Coś kręcisz, coś kręcisz. - pokręciła głową siadając obok mnie.
- Skądże. Po prostu nie chcę. - rzekłam zbulwersowana.
Nie chciałam by wydało się, że jestem w ciąży z Harrym. W szczególności nie chciałam aby ta kobieta o tym wiedziała. Miała znajomości w tym świecie, więc wystarczałoby kilka dni, a cały świat by się o tym dowiedział. Po nalaniu przez kelnera coli, wzięłam zamówienie i powróciłam do stolika gdzie siedziały dziewczyny. Bawiły się w najlepsze. O północy czekała na Lauren niespodzianka w postaci striptizu. Światła zgasły, a na scenie pojawił się przystojny mężczyzna w stroju policjanta. Wskazując na Lauren powoli zbliżając się do niej zdejmował warstwowo ubiór. Gdy pojawił się już przy pannie młodej był w samych slipkach. Wziął ją na scenę i wspólnie wykonali pokaz. Oczy wszystkich zebranych były skierowane właśnie na nich. Lauren nie przestając się śmiać stała przy mężczyźnie, podczas gdy ten w każdą stronę wyginał się do niej. Nie ma wieczoru panieńskiego bez takiego czegoś. Po skończonym pokazie uśmiechnięta Lauren skierowała się ponownie w naszą stronę. Bez słowa podbiegła do mnie po czym zaczęła dziękować za dzisiejszy wieczór. Gdy emocje opadły, a wszystkie powróciły do dalszego imprezowania postanowiłam na chwilę ulotnić się i wyjść na zewnątrz. Przed barem stała grupka znajomych, która paliła i rozmawiała. Tuż obok mnie para, która nie oszczędzała sobie czułości. Zastanawiałam się czy chłopcy bawią się równie dobrze jak my. Nie chciałam nękać Harrego telefonami, ale kusiło mnie. Miałam nadzieję, że nie spiją się w trupa. Gdy tylko była okazja lubili sobie wypić i się zabawić. W szczególności, gdy w okół nie było damskiego towarzystwa. Nagle zauważyłam, że z baru wychodzi Carol szukając mnie wzrokiem. Pomachałam jej. Od razu podeszła do mnie.
- Wszystko okej? - zapytała kontrolnie.
- No jasne. - uśmiechnęłam się do niej. - Po prostu potrzebowałam świeżego powietrza. - popatrzyłam na niebo gwiazd.
- No tak, tyle emocji... -  zaśmiała się do mnie.
- Jutro czeka nas bardziej emocjonujący wieczór. - puściłam jej oko siadając na murku.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - rzekła z przekonaniem moja przyjaciółka.
- Mam taką nadzieję. - oznajmiłam pocierając rękoma ramiona.
- Emily... - zaczęła niepewnie Carol kopiąc mały kamyczek.
- No co? - popatrzyłam na nią niepewnie.
- Zapewne nie wiesz co było przyczyną mojego zniknięcia na parę dni. - spuściła głowę w dół.
- No nie wiem. Byłam całe dnie poza domem. Nawet nie wiedziałam co się dzieje w domu. - zaczęłam tłumaczyć się.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć... - zaczęła nerwowo drgać nogą.
- Wal prosto z mostu. - poradziłam jej patrząc na nią.
- Przez te trzy dni szukałam moich prawdziwych rodziców, jestem adoptowana. - odgarnęła grzywkę za ucho.
- Coo? Adoptowana? - wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.
- Tak... Rodzice w końcu zebrali się, żeby mi to powiedzieć. Nie chcieli robić tego wcześniej... - oznajmiła unikając mojego wzroku. - Wiesz o co chodzi... Nie chcieli psuć mi dzieciństwa. - westchnęła patrząc na ziemię.
- O boże. - zakryłam usta ręką. - Powiedzieli coś więcej o twoich prawdziwych rodzicielach? - zaczęłam wypytywać ją.
- Coś tam powiedzieli, ale nie wiele. - wzruszyła ramionami. - Musiałam sama poszperać i dowiedzieć się paru rzeczy.
- I co, dowiedziałaś się czegoś? - zapytałam nie mogąc przestać się dziwić.
- Tak, nawet sporo. - powiedziała smutnym głosem. - Z danych jakich podali mi rodzice adoptowani okazało się, że ci prawdziwi zginęli dwa lata temu w wypadku. - schowała twarz w rękach. - Ojciec był psychologiem, a matka nauczycielką. Przyczyna oddania mnie nie jest znana, ale postanowiłam poszukać jakiś bliskich ich... Jak na razie nie mam odpowiedzi. - dodała patrząc się w bok.
- Oh, Carol. - przytuliłam ją. - Zapewne musi być ci ciężko, ale masz mnie, Louisa i resztę. - pogłaskałam ją po głowię.
- Jak mi to powiedzieli nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. - rzekła powstrzymując łzy. - Przez osiemnaście lat żyłam w kłamstwie. - zaszlochała cicho.
- Musimy być dobrych nadziei, że znajdzie się ktoś bliski z twojej prawdziwej rodziny. - pocieszyłam ją.
- Mam nadzieję. - powiedziała kładąc swoją głowę na moim ramieniu.
Przez kilka minut siedziałyśmy w ciszy. Byłam w szoku. Moja Carol była adoptowana... Postanowiłam wspierać ją i pomóc w poszukiwaniach. Zasługiwała na to by dowiedzieć się coś o swojej rodzinie. Nagle ciszę przerwał telefon od Hazzy. Ucieszyło mnie to. Może martwił się o mnie jednak. Z radością odebrałam telefon. Gdy wymówił pierwsze słowa przez telefon wiedziałam, że coś jest nie tak. Mówił szybko i niewyraźnie. W okół panował hałas, więc nie słyszałam wszystkiego dokładnie. Jedyne co usłyszałam to "Niall", "szpital" i "kłopoty". Kłopoty - nie zapowiadało się ciekawie. Szybko odbiegłam od zebranego tłumu przed barem by dokładniej móc słyszeć Harrego. Był zdenerwowany... Próbowałam uspokoić go, mówiąc by zaczął wszystko mówić od początku. Okazało się, że będąc w jednym z klubów Niall upił się do nieprzytomności wszczynając z jakimś nieprzyjemnym gościem bójkę. Wylądował w szpitalu. Harry podał jedynie mi adres i prosił abym przyjechała. Nie wiedziałam czy Niall żyję, czy nie. Bez zastanowienia pobiegłam do środka, by wziąć torebkę po czym pojechać na podane przez Hazze miejsce. Carol widziała w moim zachowaniu, że coś jest nie tak. Danielle też to przyuważyła podchodząc do mnie. Obie przez całą drogę do samochodu zaczęły wypytywać mnie co się stało. Opowiedziałam im tylko to co Harry mi streścił. W ich oczach widziałam przerażenie. Bez zastanowienia czym prędzej zapakowałyśmy się w samochód i pojechałyśmy do szpitala modląc się o to by z naszymi chłopcami nic złego się nie stało....


*******
mam nadzieję, że zrekompensowałam się za poprzedni rozdział, który dla mnie był totalną klapa. pomimo to dziękuje za 60 pozytywnych i 8 negatywnych.
chcecie happy end? będzie happy end, dla was wszystko.
ostatnią mam jakąś blokadę, brakuje mi weny. nie wiem, może ze względu na stres związany ze szkołą.
uzasadniajcie swoje wybory reakcji, każdy komentarz jest dla mnie bardzo, bardzo ważny.
przepraszam za błędy stylistyczne, językowe itd. itd, ale niestety jak każdy człowiek popełniam błędy, a poza tym nie jestem doświadczoną pisarką, więc bądźcie wyrozumiałe.
dobijemy jutro 60000 wyświetleń, hm? + 119 obserwatorów! dziękuje, dziękuje <3
40922686 - gadu, piszcie w razie pytań.
kolejny rozdział dopiero w piątek, mam ciężki tydzień przed sobą, przepraszam.
xoxo, one thing.
********


harry, harry, harry - kocham jego uśmiech!

21 komentarzy:

  1. Czekam na kolejny !
    Ciekawe co się stanie z Niallem , biedaczek ; (

    @carrotsattack

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział <3

    czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe co będzie z Niallem. Czekam na nexta. A przy okazji zapraszam do mnie: http://i-should-have-kissed-you-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się ucieszyłam jak zobaczyłam że jest nowy rozdział ! Zawsze czytam z takim wewnętrznym :omomomomomom ' :D I patrzę ile mi zostało,bo nie chcesz żeby się kończył. Hm..co tu mówić rozdział świetny jak zawsze ;) A ten Happy End to może że by nie był taki 100% happy end ? Nie wiem..pisz jak chcesz,to twoje opowiadanie. Nie mogę się doczekać 35 rozdziału ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe co z blondaskiem będzie :(
    ja chcę dramat,ale widzę,że większość osób woli happy-end:-)
    może napiszesz dwa epilogi? :>
    czekam na nn! x

    OdpowiedzUsuń
  6. omfg. ;c jak Niall nie przeżyje to ja też skaczę z mostu. ;c ON MUSI ŻYĆ. ♥ proszę. ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest świetne nie mogę się oderwać :* pisz dalej :) czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  8. krde mam nadizje ze on zyje;C
    obyyy zyl
    happy end? superrr. :*
    hahha brak weny? a rozdział super
    czekam na koljney;*

    OdpowiedzUsuń
  9. fajnie . ; )
    happy end, spoko . ; D
    ogólnie to szkoda że dopiero w piątek, ale nikt nie ma na wszystko czasu, bardzo dobrze że chociaż jest . ^.^

    OdpowiedzUsuń
  10. biedaczek z tego Niall'a. :CC ale znając Ciebie to chciałaś pewnie jakiś dramacik wprowadzić XDDD no i popacz udało się ^^ zajebiaszczo Olciaku < 3333

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny <3
    Tak szczerze to jak są happy endy , to tak trochę nudno :))
    Jak by był jakiś dramat , to bym się ucieszyła :>
    Żal mi Niall ' a
    Pozdrawiam i czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Super rozdział... czekam na ciąg dalszy!
    Zapraszam do mnie
    http://fromthemomentimetyoueverythingchanged.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Super rozdział , zresztą jak zawsze :D ♥ Czekam na następny ! :) xx

    OdpowiedzUsuń
  14. Biedaczek, biedny Niall mam nadzieje ze przeżyje, świetny rozdział czekam na kolejne :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny blog, mam nadzieję, że będą kolejne rozdziały i zapraszam na :

    http://lay-all-your-love-on-me-honey.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. http://we-are-making-all-the-same-mistakes.blogspot.com/ zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  17. nie żeby coś ale ja bym wolała żeby to skończyło się masakrą !
    tak tak jestem dziwna , ale gustuje w takich opowiadaniach

    OdpowiedzUsuń
  18. Hahaha... Hazzowaty uśmiech ^^
    Rozdział świetny!
    Niall się upił... tak jak w piosence Eda Sheerana... maybe I'll get drunk, again... To feel a little love... ;) (tak mi się skojarzyło xD)
    Czekam na następny rozdział i zdecydowanie oczekuję szczęśliwego zakończenia! Za dużo masakr, katastrof w tych opowiadaniach i nie tylko w nich... :(

    OdpowiedzUsuń
  19. zajebiste opowiadanie i czekam na nn
    i przy okazji zapraszam na mojego bloga
    dopiero zaczęłam pisać ale mam nadzieje ze się spodoba :P

    OdpowiedzUsuń
  20. Tylko nie uśmiercaj mi Niall'a! To mój ulubieniec! Moje życie legnie w gruzach! Ale rozdział extraa.:)

    OdpowiedzUsuń